Bóg, który uzdrawia zranienia
o. Robert Wawrzeniecki OMI
Bóg, który uzdrawia zranienia…
Jezus uzdrawia z duchowego i fizycznego paraliżu.
Kiedy mowa jest o powołaniu, niezależnie czy dotyczy ono wezwania do kapłaństwa, życia zakonnego, małżeństwa i rodziny czy życia samotnego, zawsze powstaje pytanie o przeszłość, która może pomóc albo utrudnić pójście za głosem Boga.
Wszystko, co dzieje się w historii naszego życia, ma wpływ na całą naszą przyszłość, podejmowane wybory, ukształtowanie sumienia, relacje z Bogiem i drugim człowiekiem. Na tej drodze doświadczamy pięknych momentów, do których w późniejszym życiu się odwołujemy, zwłaszcza w ciężkich dla nas momentach. Są jednak i takie chwile, o których chcielibyśmy zapomnieć. Im jednak bardziej pragniemy się od nich oderwać, z tym większą mocą powracają. Wtedy potrzebujemy uzdrowienia historii naszego życia (por. Mt 11,28). I choć czasem wydaje się nam, że nic i nikt nie jest w stanie nam pomóc, to jednak dla Boga jednak nie ma nic niemożliwego (por. Łk 1,37).
„Gdy po pewnym czasie Jezus wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy». A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: «Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?» Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów — rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!». On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga, mówiąc: «Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego»” (Mk 2,1-12).
Pomoc innych
Człowiek sparaliżowany nie miałby okazji spotkać Jezusa, słuchać Jego słów i uczestniczyć w publicznym spotkaniu z Nim, gdyby nie inni ludzie. Jego przyjaciele byli tak zdeterminowani, że nie zniechęcili się trudnościami. Przez dach spuścili nosze i dzięki temu chory człowiek znalazł się przed Chrystusem.
Kiedy mam problemy ze sobą, a zwłaszcza ze swoją przeszłością, historią mojego życia lub traumatycznymi przeżyciami, to bardzo często trudno mi je obiektywnie ocenić, zobaczyć ich właściwą wagę.
Wtedy najczęściej te momenty życia spycham na dalszy plan, starając się o nich zapomnieć. Niekiedy mogę starać się je bagatelizować, ale i tak po pewnym czasie wrócą do mnie jak bumerang. Mogę wreszcie zdobyć się na odwagę, aby z tym problemem się zmierzyć. Najczęściej jednak nie w samotności, ale z pomocą drugiego człowieka.
Kiedy chcę pomóc człowiekowi, który boleśnie został doświadczony przez życie, to najpierw muszę mu z wielką cierpliwością i delikatnością towarzyszyć. Można nawet powiedzieć, używając słów Lisa wypowiedzianych do Małego Księcia, muszę taką osobę „oswoić”, wtedy poczuję realną odpowiedzialność za nią. Dopiero później mogę starać się przyprowadzić tego człowieka do Jezusa, by mógł się zacząć proces uzdrowienia, który czasem będzie bardzo długi i wymagający wysiłku, nie tylko od osoby naznaczonej negatywnymi przeżyciami, ale także od tych, którzy w tym uzdrowieniu jej towarzyszą.
Sam także mam nieustannie szukać pomocy, wzmacniać swoją wiarę i powołanie przykładem innych, często borykających się z podobnymi problemami. Jednak sam przeżywając trudne sytuacje też mogę stać się narzędziem w rękach Boga, który właśnie przeze mnie chce nieść pomoc. Mam im ułatwić spotkanie z Chrystusem poprzez codzienne świadectwo wiary. Nie mogę pozwolić na to, aby drugi człowiek pozostawał w duchowym czy fizycznym paraliżu, gdy ja będę spał spokojnie.
Czy stać mnie na taką odwagę, zaangażowanie i pomysłowość, jak tych ludzi z Ewangelii? Czy otaczam troską, modlitwą i konkretną pomocą drugiego człowieka? Czy potrafię wskazać innym drogę do Jezusa lub ułatwić znalezienie pomocy w ich problemach? Czy w swoim życiu byłem już świadkiem cudu, w którym moja pomoc odgrywała jakąś rolę?
Uzdrowienie duchowe
Dzięki wierze innych ludzi paralityk znajduje się przed Jezusem i On rozpoczyna w tym człowieku proces uzdrowienia. Zapewne chory, jak i ci, którzy go przynieśli, a zapewne także zgromadzeni na słuchaniu słów Jezusa, byli pewni, że nastąpi cud uzdrowienia fizycznego.
Tymczasem Jezus rozpoczyna od uzdrowienia duchowego, odpuszczając temu człowiekowi grzechy. Być może to przede wszystkim one były jego problemem i głównie potrzebował duchowego odrodzenia.
W ten sposób Chrystus pokazuje swoim postępowaniem, że na pierwszym miejscu trzeba stawiać dobro wnętrza człowieka. Bo przecież z tego wnętrza rodzi się wszystko, co człowiek prezentuje sobą na zewnątrz, także to jak reaguje na Boga i drugiego człowieka (por. Mk 7,21-23).
Duchowy paraliż spowodowany może być jednak przeze mnie samego, przez zaniedbanie mojej relacji z Bogiem. Moje siły duchowe wtedy powoli słabną, aż następuje całkowite wypalenie i zniechęcenie wiarą. Z drugiej zaś strony stroma droga Jezusa (por. Mt 7,13-14) związana jest też z duchowymi rozterkami, których nie doświadczali tylko święci mistycy. Ja także doświadczam różnych okresów w przeżywaniu mojej wiary.
Mamy w Jezusie wzór do naszego postępowania. W swoim życiu mamy dbać o dobro swojego wnętrza, o życie duchowe, o życie Boże w nas. Ta troska ma przekładać się także na drugiego człowieka, który znajduje się w trudnej sytuacji duchowej. Może mam mu wskazać drogę do Jezusa Miłosiernego w Sakramencie Pokuty i Pojednania, a może pomóc się do tego sakramentu dobrze przygotować.
Tak samo, jak w tym domu, gdzie dokonało się odpuszczenie grzechów paralitykowi, tak dokonuje się ono dzisiaj przez drugiego człowieka w konfesjonale (por. J 20,23). Bóg jednak posługuje się w trudnych problemach duchowych wszystkim co stworzył. Skoro zatem dał człowiekowi rozum, który ma mu pomagać czynić świat lepszym, to niesie też swoją pomoc przez pojedynczych ludzi – terapeutów, jak i grupy osób w postaci różnych wspólnot pomagającym osobom zagubionym (por. Kol 3,1).
Czy rzeczywiście potrafię dostrzec obok siebie ludzi zagubionych duchowo? Może nie będą to od razu ci, którzy już znaleźli się na dnie. Czy potrafię dostrzec ludzi, którzy na co dzień zakładają maski pozorów, by znów ich nikt nie zranił, a w głębi serca przeżywają duchowe dramaty? Czy potrafię zaoferować im konkretną pomoc, jeśli nie moją, to osoby kompetentnej?
Uzdrowienie fizyczne
Wobec zgromadzonych ludzi Jezus pokazuje, że ma władzę nie tylko nad duszą. Dokonuje na oczach wszystkich uzdrowienia fizycznego; weryfikowalnego zmysłami człowieka.
Jezus okazuje swoją boską moc i wobec takiego obrotu sprawy nikt nie ośmiela się już kwestionować Jego mocy. Za takim Cudotwórcą szły całe tłumy, a wielu ludzi doświadczało uzdrowienia ze swoich codziennych dolegliwości fizycznych (por. Mk 1,32-34). Jednocześnie dla tak wielu słowa Jezusa okazały się za trudne (por. J 6,60).
Dziś wielu lekarzy potwierdza, że uzdrowienie duchowe i fizyczne są ze sobą nierozdzielnie związane. Nawet czasem można przeczytać, że ludzie wierzący i modlący się, po wypadkach czy przeszczepach szybciej wracają do zdrowia. Choć różnie można patrzeć na takie, pojawiające się co jakiś czas w Internecie informacje, to jedno jest pewne: człowiek stanowi całość: ciała, psychiki i ducha.
Zadziwiające są jednak świadectwa wielu ludzi, którzy w sowim życiu oczekiwali uzdrowienia fizycznego, a doznali uzdrowienia duchowego. I choć dziś są nadal ludźmi cierpiącymi na swoje fizyczne dolegliwości, to jednak ich perspektywa się zmieniła, gdyż dostrzegli sens swojego życia.
Kiedy człowiek przeżywa trudności czy nosi w sobie niezałatwione historie z przeszłości, to oprócz cierpienia duchowego doświadcza także psychicznego bólu, a to odbija się na jego fizycznym funkcjonowaniu. Potrzebuje zatem stałego dotknięcia Bożej łaski, aby zwyciężyć swoje słabości (por. 2 Kor 12,7) lub żyć w prawdziwej wolności nawet mimo ich istnienia (por. 2 Kor 12,9).
Reakcja otoczenia
Kiedy Jezus dokonuje uzdrowienia duchowego sparaliżowanego człowieka, odpuszczając mu grzechy, wielu z obecnych buntuje się widząc takie postępowanie. Nie wyrażają tego jednak głośno, ale ukrywają to w swoim sercu i myślach. Dlatego Jezus dokonuje cudu uzdrowienia fizycznego, który ma potwierdzić Jego władzę nad duchem i ciałem człowieka. Wzbudza to zdumienie i wywołuje pieśń dziękczynną skierowaną do Boga.
O ile, kiedy wielu ludzi słyszy o uzdrowieniach, to biegną aby je zobaczyć na własne oczy, to wydaje się, że uzdrowienie duchowe cieszy się mniejszą popularnością. Być może dlatego, że te zewnętrznie widoczne spektakularne uzdrowienia fizyczne można zweryfikować gołym okiem, a duchowe doświadczenia są trudne do zweryfikowania i przekazania innym.
Czasem dzieje się tez tak dlatego, że boję się przyznać przez innymi do nawrócenia, zmiany swojego życia. Dlaczego? By nie czuć się innym, napiętnowanym, wyśmianym. Czasem gdy człowiek wcześniej prowadził grzeszne życie, to wielu pyta dlaczego on otrzymał łaskę od Boga, a nie ktoś lepszy, pobożniejszy?
A co jest ważne dla mnie: bieganie za cudownościami czy duchowe uzdrowienie? Jak reaguję na fakt, że inni poradzili sobie wreszcie – z Bożą pomocą – ze swoimi problemami? Cieszę się sukcesem innych czy też może jestem zmartwiony i im zazdroszczę?
Czy cieszę się z Bożego działania w moim życiu, choć nie zawsze jest takie, jak ja bym oczekiwał? A może kwestionuję działanie Bożej łaski i umniejszam działanie Boga, przypisując chwałę człowiekowi? Może nawet samemu sobie, bo przecież niosłem pomoc? Czy potrafię cieszyć się i chwalić Boga za wszelkie dobro, jakie czyni innym, czasem z moją nieudolną pomocą?
Kwartalinik eSPe, nr 092, 05/2011, styczeń-marzec